Słońce
powoli zachodziło za skałę, u podnóża której słychać było szum rzeki Jasiołki.
Gospodarze po całym dniu pracy zamykali swoje domostwa, stajnie i obory. Noc
powoli rozkładała swoje skrzydła nad całą Wrocanką. Wieczór nadchodził cichy i
spokojny. Jedynie w zaroślach nadrzecznych coś niepokojąco się tłukło. Wydawało
się, że to jakieś potworne ptaszysko zaplątało się w liście nadrzecznych
krzewów i łopocząc niespokojnie skrzydłami, próbowało uwolnić się z pułapki.
Byłoby to jednak zbyt proste, żeby gwałtowne szamotania przypisać ptactwu.
Okazało się, że to był dopiero początek tajemniczej historii…
Najstarsi mieszkańcy znają historię dawnego kościółka, co mógł być pobudowany nawet w XV wieku. Pewnej nocy zakradli się do niego zbóje i wszystko zrabowali. Księdza Sokołowicza zaś okrutnie męczyli, nawet przypalając mu boki świecą. Mieszkańcy bali się więc wszystkiego, co zagrażało ich domostwom oraz maleńkiej świątyni. Mieli przeto swój sposób na rozgłaszanie we wsi, że złe do ich dobytku się zbliża i gdy dwa dzwony na starej dzwonnicy głośno "wołały", to każdy kto żyw był we wsi i w dobrym zdrowiu przebywał, ratował swój dobytek i bronił świątyni. Bywało,
że ginęli ludzie w tajemniczych okolicznościach, ale nikt nie wie czyją to było zasługą. Wrocenianie chcieli mieć po swojej stronie
wszystkich świętych, do których modlili się po całym dniu pracy:
-
Święci Michale i Piotrze miejcie nas w opiece!
-
Święta Anno i Katarzyno- chrońcie nas przed trudami pracy!
-
Święta Rito i święta Rozalio- obrońcie nas przed niebezpieczeństwami!
Dbali wrocenianie o swój maleńki kościółek na skale, który niszczał w zaroślach po
wielu wojnach ogołocony, ale bogobojny lud wroceński szedł każdą niedzielę i w
święta do swej maleńkiej świątyni, żeby pokłonić się Matce Najświętszej i
posłuchać, co im stary kaznodzieja- ksiądz Boczarski powie na cały tydzień
pracy. Niełatwo było zmieścić się w kościółku, bo na niedzielną mszę szli tam i
niźnianie, i wędrowali mieszkańcy
Szczepańcowej. Dzwon przykościelny wzywał każdego na modlitwy i śpiewy. A czasy
były niespokojne po wielu wojnach, jakie przez Rzeczpospolitą się przetoczyły z
różnych stron świata. Niektórzy nawet opowiadali, o niejednym z wojaków, co ze Szwedem
dzielnie swego ducha oddawał w boju, żeby ocalić swą rodzinę przed krwawą
rzezią. Sołtys wroceński Wojciech nieraz powtarzał, że wojna niejednemu zabrała kochaną żonę i wszystkie
dzieci, które w pożodze wojennej spłonęły. Bali się wszyscy
niżnianie, wrocenianie i mieszkańcy Szczepańcowej, gdy w stronę kościółka
zmierzali czy na swej drodze nie spotkają zbrojnych, co po sobie tylko pogorzelisko ostawiają. Ksiądz Boczarski uspokajał ich z ambony:
- Nie bójcie się nikogo! Wszyscy święci nas
chronią. Módlmy się do nich!
W pewien
przedświąteczny dzień zimowy zgromadzili się wszyscy na pasterce po wieczerzy
wigilijnej. Zima była sroga. Gościniec w stronę Krosna przysypany był
całkowicie śniegiem, a zaspy dostawały dachów domów. Mróz siarczysty był tak
wielki, że w kościele była ciżba ogromna. Ludziska odziani w kożuchy śpiewali
swoje „Bóg się rodzi” i raz po raz chuchali w zmarznięte ręce. Stary ksiądz
Boczarski, patrząc na dzieci zgromadzone przed ołtarzem i wszystkich parafian,
co i poza świątynią zajmowali kupę miejsca, rzekł głośno:
-Trzeba nam nową świątynię pobudować, bo ta i ciasna i mocno zniszczona
jest. Wspólnymi siłami Bóg da, że uda się kościółek większy postawić, żeby
wszyscy ze Szczepańcowej, Wrocanki, a nawet Niżnej Łąki mogli swobodnie się w
nim pomieścić.
Patrzyli smutno
ludziska na swojego pasterza, kiwali głowami, że rację ma, ale nie wiedzieli
skąd niby na budowę mają pieniądze wziąć, skoro żyją tylko z tego, co na ich
ziemi się urodzi.
- A nie wiecie Wojciechu, jak to nasz pasterz widzi budowę nowej
świątyni, kiedy to nasz naród pracowity, ale ubogi jest- zapytali swego sołtysa
wrocenianie, kiedy to po pasterce ruszyli kupą do swych domów.
-
Trza się modlić do świętych naszych, jak powiadali nasz kochany ksiądz
Boczarski. Może od Boga przyjdzie pomoc i uda się nam nową świątynię na miejscu
starej pobudować- rzekł sołtys.
-
A czego to ma świątynia na wroceńskiej ziemi powstać, a nie na szczepanieckiej?! Przecie latami do waszej wioski chodzim i pora przyszła, żeby to u nas
kościółek został pobudowany!- krzyknął głośno Stach- sołtys ze Szczepańcowej.
I tak zaczęli się
przekomarzać między sobą, gdzie kościółek ma stanąć czy we Wrocance, czy też w
Szczepańcowej. Rozeszli się w niezgodzie, choć do zimowego poranka świątecznego
nie pozostało już wiele godzin.
Sołtys Wojciech z
Wrocanki i Stach ze Szczepańcowej postanowili, żeby pomysł księdza Boczarskiego
się spełnił i kościół nowy się pojawił. Najpierw próbowali grosza trochę zdobyć
po ludziach, ale szczęściem było, że pan Teofil, co Wrocankę kupić miał
niebawem i dwór pobudować we wsi zapragnął, łaską wielką ich obdarzył i groszem ich
wspomógł. Postanowili zatem drzewa na budowę nowej świątyni zakupić. Udali się
z kupą chłopstwa ze wsi do pańskiego lasu i tam drzewa zakupili.
- Trzeba nam wozami przewieźć kloce do wsi naszej- Wojciech powiada.
-
No kochany, ale drzewo powieziemy do Szczepańcowej, bo tak jak powiadałem swego
czasu tym razem w Szczepańcowej kościół powstanie- rzekł sołtys Stach.
Długo chłopi nie mogli
dojść do porozumienia, ale że Wojciech był bardziej zgodny, uradzili, że konie
powiozą drewniane kloce do Szczepańcowej. Tak też się stało. Pod wieczór wszystko drzewo
na nową świątynię zwalono pod gospodą sołtysową na szczepanieckiej ziemi. Zmęczeni
robotą chłopi udali się na zasłużony wypoczynek, radzi że marzenie księdza
Boczarskiego się niebawem wypełni.
Nastała noc ciemna i wszystkie domy we wsi szczepanieckiej i wroceńskiej
utulone do snu spokojnie w noc się zagłębiły. W pewnej chwili przy świetle księżyca
z nadrzecznych zarośli wydostała się
tajemnicza postać. Nie był ci to jednak
żaden potwór. Nie był ci to żaden wojak dawny. Były to w
białych szatach dziwne postacie z anielskimi skrzydłami i blaskiem niczym księżyc
nad głowami. To te skrzydła robiły w zaroślach takiego zamieszania. Ktokolwiek
by o północy wstał, to widziałby, jak jeden za drugim świetliste anioły
wychodziły z nadrzecznych szuwarów Jasiołki i zmierzały w kierunku
Szczepańcowej. Tylko jakieś szepty wydobywały się z ust tych świętości:
- Szybciej, szybciej bierzmy drzewo ze szczepanieckiej ziemi i przenośmy
pod skałę wroceńską!
-
Na budowę nowej świątyni, co to nam będzie poświęcona. Zasłużyli wrocenianie na
nowy kościółek, bo modlitwy wieczorne do nas wznosili.
Tak powiadały do siebie
półgłosem tajemnicze postacie, a trzeba wam wiedzieć, że byli to różni święci, jakich niebo ukrywa przed ludźmi. Przez noc przenieśli oni wszystkie
klocki na wroceńską ziemię, aby na skale powstał nowy kościółek nazwany
Wszystkich Świętych. Przy świetle miesiąca święci niebiańscy uwijali się, żeby
nazajutrz mieszkańcom Szczepańcowej otworzyły się oczy na pusty plac koło
sołtysowej gospody.
Kiedy następnego dnia słońce stało już wysoko na niebie, wrocanianie ujrzeli dziwne zjawisko, bo na skale przy Jasiołce wszystko drewno było na świątynię
złożone. Przecierali ludzie ze zdumienia oczy, nie wiedząc, co się stało.
Czy to cud się we wsi wydarzył i Boska ręka w tym miała udział? Myśleli, że to jacyś ludziska ze złości potajemnie nocą przewozili drzewo ze Szczepańcowej na wroceńską ziemię. Rozpytywali po wsi, ale nikt nic nie widział, jeno ksiądz Boczarski uśmiechał się i ręce do góry wznosił, bo powiadał, że to znak od samego Boga.
Zabrali się przeto ostro
wrocenianie do pracy, bo świątynię swą chcieli szybko zbudować, a modlitwy do różnych
świętych z ust im nie schodziły. Przed dniem zadusznych w listopadzie nowy
kościółek na Bożą chwałę cieszył już swoim widokiem, a ksiądz Boczarski z dumą
przechadzał się ze święconą wodą i kropił ściany tajemniczego drewna, co przed
rokiem „nóg dostało” i ze Szczepańcowej do Wrocanki uciekło. A że pomoc była od
wszystkich świętych, toteż do dnia dzisiejszego Wrocanką chlubi się ze swej
parafii pod wezwaniem Wszystkich Świętych, a Święci Pańscy z nieba spoglądają do dziś na wroceńską ziemię i
błogosławią wszystkim mieszkańcom. Natomiast łaskawy pan Teofil, co wspomógł
wroceńskich chłopów, też miał swoją łaskę i piękny dwór we wsi pobudował.